Joe Paterno
Nie próżnuje w tym sezonie Patryk Urbanek, który tydzień w tydzień startuje raz na polskich, raz na czeskich szosach. Dwa tygodnie temu wystartował w Memoriale Aloisa Dohnala zdobywając rewelacyjne 10 miejsce OPEN oraz 6 w kategorii wiekowej, a już tydzień później wziął udział w Beskyd Tour – jednym z najbardziej znanych wyścigów naszego południowego sąsiada. Trasa, jaką wybrał Patryk, miała długość 121 km, a przewyższenia sięgnęły ponad 2000 m! Zwycięzcą został Jaroslav Kulhavý - zdobywca olimpijskiego złota w MTB XC w Londynie w 2012 r. i srebra w Rio w 2016 r. Możecie sobie wyobrazić zatem jaki poziom reprezentowali rywale w tym wyścigu.
Nasz zawodnik wyścig ukończył w fantastycznym czasie 03:29:12 i z kosmiczną prędkością średnią sięgającą prawie 35 km/h uplasował się na 6 miejscu OPEN oraz 5 w kategorii wiekowej B! Do wymienionego wyżej mistrza olimpijskiego stracił zaledwie 5,5 minuty, co tylko świadczy na jak horrendalnie wysokim poziomie jeździ Patryk!
Również na tym dystansie wystartował Zbyszek Bieryt, który osiągnął bardzo dobry czas 04:09:24, co dało
mu 111 miejsce OPEN oraz 33 w kategorii C!
Na dłuższy dystans, czyli 163 km oraz 3600 m przewyższeń, zdecydował się Grzegorz Otfinowski, któremu kilometrów ciągle mało. Nasz naczelny harpagan z trasą poradził sobie pierwszorzędnie i ze świetnym czasem 05:37:54 zajął 50 miejsce OPEN oraz 24 w kategorii wiekowej C!
Składamy serdeczne gratulacje naszym zawodnikom kolejnego fantastycznego występu. Dziękujemy za świetne reprezentowanie nas na czeskich zawodach i życzymy kolejnych udanych występów w nadchodzących zawodach!
Komentarze
Gratulacje!!!
Patryk jak zwykle rewelacja, gratulacje. Pani redaktor, a gdzie nasz Otfinek, teraz chyba się załamie nasz kolega:)
Aaaaa ! To niemożliwe, niemożliwe. Rzucam , tylko co ?
Gratulacje !!
Beskyd Tour był jednym z trzech głównych celi sportowych na 2019 rok. Cele wyglądały tak: 1. Pętla Beskidzka (podium kategorii na długim dystansie) 2. Tatra Road Race (top20 open) 3. Beskyd Tour (debiut = dobry rezultat). By uniknąć wczesnej pobudki i pośpiechu z rozgrzewką, wynajęliśmy domek w pobliżu startu. Niestety w nocy przed wyścigiem nie mogłem zasnąć. Patrzę na telefon a tu 3:20 a ja nadal nie śpię. Chyba było za ciepło. Później na chwile udało mi się zasnąć, ale rano byłem niewyspany przez co czułem się zbyt dobrze. Rozgrzewka wyszła zgodnie z planem. Ustawić do startu też udało się z przodu. Sam start wyszedł bardzo dobrze. Nawet przy 400 startujących nie było tutaj przepychających się bez sensu zawodników, którzy i tak odpadną przy pierwszym zaciągu (sprawiając przy okazji, że wyścig staje się dużo bardziej niebezpieczny). Czesi albo bardziej szanują mocnych zawodników albo rozsądniej podchodzą do swoich ograniczeń. To jest największa różnica w stosunku do naszych wyścigów gdzie starty honorowe to walka na śmierć i życie. Teraz trochę o minusach organizacyjnych najtańszego czeskiego wyścigu szosowego dla amatorów. Trasa niewysprzątana. Wszędzie masę piasku i żwiru. Po pierwszych kilkudziesięciu kilometrach jechaliśmy bez jakiegokolwiek zabezpieczenia (ucieczka przed nami a ja w peletonie)! Nie było przed nami pilota, motocykla a zabezpieczeń trasy praktycznie nie było! Ludzie kończyli wyścig wywracając się na asfalt bo za zakrętu nagle wyskakiwało auto czy spacerująca całą szerokością jezdni rodzina. Jakość asfaltów to tragedia! Dziura na dziurze. 500 metrów szutru. Strome i szybkie zjazdy po asfalcie na którym wolałbym jechać rowerem górskim z pełnym zawieszeniem. Gdyby Wiesiek Legierski tak zorganizował wyścig to zostałby zlinczowany przez internet! Skoro trasa była parataktycznie niezabezpieczona to dlaczego dystans 160km musiał startować z 120km? Miała być możliwość rozpoznawania zawodników po kolorach numerków na koszulce, ale już na starcie okazało się, że nic z tego ponieważ zabrakło czerwonych numerków. I tu kończą się minusy. Z plusów muszę wymieć bardzo sprawnie działające biuro zawodów z możliwością odbioru pakietów startowych na dzień przed. Załapałem się na całkiem fajną koszulkę rowerową. Średni poziom sportowy był naprawdę wysoki. W Road Maratonie czołowa grupa zwykle jest połowę mniejsza niż tutaj. W porównaniu do Tatry poziom był jednak niższy. Jak przebiegał sam wyścig? Pierwsze dwa pojazdy to full gaz. Jeśli ktoś odpadł to miał dużą szansę wrócić do czołowej grupy, bo kolejne 20 km po płaskim to iście odpoczynkowe tempo. Nikt nie był zainteresowany ucieczką przez ścianką Hluchanka z maksymalnym nachyleniem 21% https://www.strava.com/segments/12379866?filter=overall na której zakatował Jaroslav Kulhavy za którym pojechał ubiegłoroczny zwycięzca na dystansie 128 km Michal Kollert. Różnica czasowa na tak krótkim odcinku okazała się porażająca! Ale czego się spodziewać gdy atakuje aktualny wicemistrz olimpijski w mtb xc? Pogoni nie było. Na podjazdach tempo było mocne ale jeśli ktoś odpadał to dojeżdżał na wypłaszczeniach lub zjazdach. Pierwszy naprawdę mocny zaciąg miał miejsce na podjeździe pod Malý Smrček. Od podnóża do szczytu pełen gaz! Niestety musiałem zapłacić za gapiostwo bo zaczynałem podjazd z tyłu grupy (chciałem spokojnie zjeść batona). Kolejnym zaskoczeniem był długi odcinek szutrowy! Nie było czasu na myślenie, o możliwości rozcięcia opony i przebicia dętki, bo czoło grupy zaczynało się niebezpiecznie oddalać. Musiałem dać z siebie wszystko by dogonić czub ale jeszcze przed sznytem się udało. Kosztowało mnie to sporo sił ale z drugiej strony nikt tam nie miał tam lekko. Oczywiście, że lepiej byłoby zaczynać podjazd z przodu i zaoszczędzić choć odrobinę sił na kolejne trudności. Każda chwila gdy z czwartej/piątej strefy przechodzi się do szóstej wypala kolejną zapałkę, która później byłaby bardzo potrzebna. Parę hopek dalej i mamy jego... podjazd pod Pustevny! 5,6 km i 7% nachylenia. Po około 1km poszedł bardzo dynamiczny atak z grupy za którym nie byłem wstanie pojechać. Zabrałko tutaj tej zapałki wypalonej na Malý Smrček. Trójka odważnych i silnych zawodników bardzo szybko zyskała kilkadziesiąt metrów. Czułem się źle ale wiedziałem, że nie ma co liczyć na zawodników z 160km, którzy nie byli zainteresowani pogonią i zdecydowałem się nadawać tempo do około 200 metrów przed szczytem. Wtedy kilku zawodników wyskoczyło mi z koła albo po bidony albo po ładne zdjęcie albo po pierwszą pozycję na zjeździe. Mam nadzieje, że załapię się na jakieś fajne zdjęcie z wyrazem bólu na twarzy :) Sam zjazd z Pustevnego poszedł mi całkiem dobrze i do rozjazdu dystansów jechałem w grupie. Przed nami pozostał ostatni lecz niezbyt trudny podjazd i zjazd do mety. Bez zbędnych kalkulacji gdy tylko droga zaczynała się wznosić postanowiłem nadawać bardzo mocne tempo tak by odczepić jak najwięcej ludzi co się udało. Została nas trójka. Na wypłaszczeniach pozwalałem chłopakom popracować a gdy droga zaczynała się wznosić to robiłem swoje. Dla nich było za mocno więc musiałem trochę zwolnić. Przy okazji dogoniliśmy jednego uciekiniera. Nie było sensu zostawiać ich z tyłu bo długi lecz niestromy zjazd sprawiałby, że i tak by mnie dorwali. W czwórkę po zmianach dojechaliśmy sprawnie na kilometr do mety gdy zaczęły się pierwsze ataki. Nie ma tutaj wiele do opowiadania. Było napinanie łydy i spointowanie na oparach. Na metę wjechałem jako drugi z grupy a sam wyścig ukończyłem jako 6 open i 5 w kategorii wiekowej. By być na podium kat musiałbym być 3 open na co szans nie było :) Z wyniku i swojej postawy jestem bardzo zadowolony. Samego wyścigu polecić nie mogę. Jeśli możesz to postaw na Pętle Beskidzką. Porównywać Beskyd Tour do Tatra Road Race nawet nie można. Różnica w klasie organizacji jest porażająca.
Dzięki Patryk za piękną relację, super się czyta jak kto walczy, widać wtedy ile trudu kosztuje każdy wyścig. Wynik jest ważny, ale walka jest ważniejsza i nie ma znaczenia o które miejsce. W amatorskim ściganiu zawsze jesteśmy wygranymi, czy to z rywalami, czy z własnymi słabościami, ale zawsze zwycięscy.
Otfin został przeoczony, bo jako Jas-Kółka nieoznaczony 😉
Ja chcę na szpalty , to nie są żarty ! Tyle potu wylałem a okładki nie dostałem ! He, he , hej .
Redaktor się poprawiła i Otfina na okładkę już wrzuciła 😁